wtorek, 18 maja 2010

wydawca

NIP, czyli not important person - mój wydawca jest złodziejem.
Łamię zasadę swojego blogowania, nie pisać dołowato bez powodu...
Jak rozgrywać pewne relacje zawodowe, by nie musieć pisać zdania jak  na początku. [co ja na to poradzę, że dla mnie konstrukcja typu musieć pisać jest po prostu smakowita].
Wszyscy jak jeden mąż narzekają na środwoisko wydawnicze, na Empik to dobrego pół słowa nikt nie powie, ale jak się da to z zaparciem godnym lepszej sprawy puści się gniota jako bestseller, pod egidą E. A przy tym przejdzie się do porządku dziennego nad skandalicznym składem zrobionym przez kumpla, nietkniętym przez korektora tekstem (pewnie też kolega od piwa), okładką mająca się nijak do tekstu (przecież kolega nie będzie sobie głowy zawracał czytaniem). Kwestię ilustracji pominę zupełnie, bo przecież po co komu i do czego ilustracje...
Ale jak tu nie narzekać?
A miało być o Maitenie i Hikari Kesho. next time

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz